|
widok klasztoru jezuitów (Dom Pisarzy) od strony ul. A. Boboli, obecnie siedziba uczelni Bobolanum, gdzie Niemcy dokonali zbrodni w czasie powstania warszawskiego |
W momencie wybuchu powstania warszawskiego klasztor jezuitów przy ulicy Rakowieckiej znalazł się w wyjątkowo niekorzystnym położeniu, gdyż ulica przy której był usytuowany, stanowiła jeden z najważniejszych ośrodków
niemieckiego oporu na Mokotowie. W bezpośrednim sąsiedztwie klasztoru
stacjonowały poważne siły okupanta, obsadzające m.in. potężne koszary SS
przy ul. Rakowieckiej 4 (
SS-Stauferkaserne), koszary lotników u wlotu ulicy Puławskiej (
Flakkaserne), Pole Mokotowskie (baterie artylerii przeciwlotniczej) oraz Fort Mokotów.
1 sierpnia 1944 żołnierze Armii Krajowej (Obwód V AK „Mokotów”)
zaatakowali niemieckie pozycje na całej długości ulicy Rakowieckiej.
Tego dnia klasztor nie został objęty walkami. W związku z trwającą na
ulicach strzelaniną
w Domu Pisarzy schroniło się jednak kilkunastu cywilów, którym wybuch
walk uniemożliwił powrót do domów (był wśród nich 10-letni ministrant,
Zbyszek Mikołajczyk). Wieczorem 1 sierpnia na terenie klasztoru
przebywało więc około 50 osób – 25 zakonników, 12 świeckich mieszkańców
Domu Pisarzy oraz kilkanaście przypadkowych osób szukających tam
schronienia.
|
tablica Tworka, upamiętniająca zbrodnie |
Spokój nie trwał długo. Rankiem 2 sierpnia klasztor został ostrzelany
przez niemieckie działka przeciwlotnicze z pobliskiego Pola
Mokotowskiego.
Ostrzał nie przyniósł żadnych ofiar, lecz wkrótce do Domu Pisarzy
wtargnął ok. 20-osobowy oddział SS – przysłany najprawdopodobniej z
pobliskiej
Stauferkaserne.
SS-mani zarzucili przebywającym w klasztorze Polakom, że z budynku
ostrzeliwano niemieckich żołnierzy. Po pobieżnej rewizji, która nie
doprowadziła do znalezienia żadnych dowodów na poparcie tych oskarżeń,
Niemcy wyprowadzili z budynku przełożonego klasztoru, ks. superiora Edwarda Kosibowicza
– rzekomo celem udzielenia dodatkowych wyjaśnień w dowództwie. W
rzeczywistości zamordowano go strzałem w tył głowy na Polu Mokotowskim. W tym samym czasie Niemcy zgromadzili pozostałych domowników w
kotłowni centralnego ogrzewania, która znajdowała się w podziemiach
klasztoru. Niepowodzeniem zakończyły się próby nawiązania kontaktu z
SS-manami i rozładowania atmosfery, które podejmowali zakonnicy
władający językiem niemieckim. Po pewnym czasie Niemcy zaczęli pojedynczo wyciągać domowników z
kotłowni. Po ograbieniu z cennych przedmiotów osobistych wszystkich
przeprowadzono do niewielkiego pokoiku. Gdy wszyscy Polacy zgromadzili się w suterenie
Niemcy otworzyli ogień z broni maszynowej i obrzucili ich granatami.
Następnie przez wiele godzin trwało metodyczne dobijanie rannych.
Świadkowie zeznawali, że SS-manom towarzyszył ok. 10-letni chłopiec z
niemieckiej rodziny, który wskazywał oprawcom tych Polaków, którzy
dawali jeszcze oznaki życia.
Po odejściu oprawców spod sterty ciał wydostało się czternaście osób –
w większości rannych. Dziewięciu ocalałych ukryło się w kotłowni za
zwałami węgla.
Pozostali schronili się w klasztornej kuchni za zmagazynowanymi na zimę
sagami drewna opałowego. Wkrótce po ich ucieczce Niemcy powrócili, aby
oblać benzyną i podpalić stos kilkudziesięciu trupów. Wraz z martwymi
spłonęli wówczas żywcem wciąż znajdujący się na miejscu kaźni ciężko
ranni Polacy. Ostatnią ofiarą masakry był powstańczy kapelan, ksiądz Franciszek Szymaniak SJ. Nieświadomy tragedii przyszedł do Domu Pisarzy po konsekrowane hostie i zginął zastrzelony w klasztornej kaplicy.
|
kolejne upamiętnienie tym razem od strony ul. Rakowieckiej |
2 sierpnia 1944 na terenie Domu Pisarzy przy ul. Rakowieckiej 61
Niemcy zamordowali łącznie ok. 40 osób – w tym 8 kapłanów i 8 braci
Towarzystwa Jezusowego (nie licząc ks. Kosibowicza) oraz ponad 20 osób
świeckich (w tym co najmniej 8 kobiet i 10-letniego chłopca). Ustalenie dokładnej liczby ofiar nie jest możliwe, gdyż znane są nazwiska tylko 32 ofiar masakry.
|
Dom Pisarzy - widok od strony ul. Rakowieckiej |
Po dokonaniu zbrodni Niemcy gruntownie splądrowali i zdewastowali
klasztor, podkładając ogień w wielu punktach budynku. Nie zdołali jednak
odkryć ocalałych z masakry Polaków. W nocy z 2 na 3 sierpnia pięcioro
ludzi ukrytych w kuchni zdecydowało się na ucieczkę z budynku. Czterech
zakonników po rozdzieleniu się i licznych perypetiach zdołało przedostać
się w bezpieczne miejsce. Nie jest znany los piątej osoby –
niezidentyfikowanej kobiety, która wróciła na Mokotów w poszukiwaniu
pozostawionych w domu dzieci. Polacy ukryci w kotłowni zdołali natomiast po dwóch dniach zawiadomić
o swej sytuacji mieszkańców sąsiednich domów. 5 sierpnia sanitariuszki z
powstańczego szpitala ewakuowały ich z klasztoru, po czym
przeprowadziły na teren zajęty przez powstańców.
Po wojnie szczątki ofiar masakry złożono w czterech trumnach. W
osobnych trumnach umieszczono także ekshumowane ciała ojca Kosibowicza
oraz ojca Leonarda Hrynaszkiewicza (jezuity poległego na Nowym Mieście).
Wszystkie sześć trumien zakopano następnie pod posadzką pokoju, w
którym dokonano masakry, a samo pomieszczenie zamieniono w kaplicę. Regularnie odwiedzały ją pielgrzymki udające się do sanktuarium św. Andrzeja Boboli.
|
tablica informacyjna znajdująca się w kościele św. Andrzeja Boboli |
Tragedię upamiętniają także dwie tablice pamiątkowe: wolno stojąca
tablica przy ogrodzeniu sanktuarium od strony ul. Rakowieckiej oraz tablica projektu Karola Tchorka na ścianie Collegium Bobolanum (od strony ul. Boboli).
17 września 2003 biskup pelpliński Jan Bernard Szlaga otworzył proces beatyfikacyjny grupy 122 polskich ofiar hitleryzmu. Wśród nich znalazł się jeden z jezuitów zamordowanych 2 sierpnia 1944 w Domu Pisarzy przy ul. Rakowieckiej – ojciec Władysław Wiącek.
Wstrząsające, do jakich rzeczy są zdolni ludzie...
OdpowiedzUsuńHistoria makabryczna. Dla nas nie do wyobrażenia, że ludzie są zdolni do najgorszych czynów, popełnianych w dodatku lekką ręką.
OdpowiedzUsuń